Rodzice są zewsząd bombardowani informacjami dotyczącymi potencjalnych zagrożeń na jakie może być narażona ich pociecha ze strony zanieczyszczonego środowiska. Coraz częściej poruszany jest temat nawilżaczy powietrza- czy są rzeczywiście potrzebne, czy jest to kolejny chwyt marketingowców, którzy poprzez zastraszenie chcą wdrożyć nowy produkt do niezbędnika młodego rodzica. Większość pediatrów twierdzi, że negatywny wpływ suchego powietrza na dzieci jest ogromny. Poprzez wysuszanie śluzówki wywołuje u dziecka katar lub kaszel. U noworodków może powodować obrzęk błon śluzowych, co z kolei stwarza utrudnienie przy oddychaniu lub jedzeniu.  Niedostateczne nawilżenie błon śluzowych może doprowadzić do większej podatności na infekcje. Bakterie i wirusy łatwiej przedostają się do organizmu, a system odpornościowy nie radzi sobie z ich zwalczaniem. Biorąc to wszystko pod uwagę możemy dojść do wniosku, że nabycie nawilżacza powietrza może mieć niezwykle dobroczynny wpływ na zdrowie naszego malucha. Przeciwnicy nowoczesnych nawilżaczy, którzy popierają swe racje za pomocą argumentu: „Ja nie miałem żadnych nawilżaczy i jakoś żyję” zapewne nie zostali poinformowani przez swoje mamy, że gdy oni poznawali świat w tetrowych pieluchach na kaloryferach wisiały ceramiczne nawilżacze, które na tamte czasy były wystarczającym rozwiązaniem. Zważywszy na postępujące zanieczyszczenie głupotą byłoby oszczędzanie kilkudziesięciu złotych na zdrowiu naszego malca. gggg